GENEZA "STARS IN BLACK"
W wielu listach od fanów
do dziś powtarza się pytanie, skąd właściwie wziął się pomysł na stworzenie
"Stars in Black". Odpowiedź jest banalna: film ten zrobiłem
przede wszystkim w celach... edukacyjnych. W pewnym (jak się później okazało
- przełomowym) momencie mojej skromnej kariery
zawodowej wpadłem na pomysł poszerzenia zakresu
usług o komputerowe efekty specjalne. Kosztem wielu wyrzeczeń kupiłem
więc program do animacji i... No właśnie... I wtedy zdałem sobie sprawę,
że do tej pory komputer służył mi właściwie wyłącznie do pisania scenariuszy
i odwiedzania w internecie stron oficjalnie uznawanych za.... no, różnych
stron... ;) Ludzie !!! Przecież ja na moim kompie nigdy nie odpaliłem
nawet żadnej gry !!! Ale cóż, stało się. W końcu od czego jest instrukcja
obsługi wspomagana chorobliwą ambicją. Oczywiście po przeczytaniu „na
sucho” (bez odpalania programu) kilku stron instrukcji, z przerażeniem
stwierdziłem, że została mi wyłącznie ambicja, bo z wchłoniętej teorii
zrozumiałem tylko polecenie „Otwórz plik”. Uznałem zatem,
że będę postępował zgodnie ze starą zasadą, w myśl której wiedzę najlepiej
zdobywać w praktyce. Zacząłem bawić się tutorialami, a gdy te mi się znudziły
wpadłem na pomysł podjęcia kilku prób podrobienia rozmaitych, bardziej
lub mniej znanych ujęć z rozmaitych filmów s-f.
... lub numer mojego telefonu.
Efekt pokazałem kilku znajomym, prowokując ich do rozbudowanych komentarzy. Wypowiedzi kolegów zainspirowały mnie do stworzenia swoistej autoprezentacji, spełniającej w miarę możliwości zasady konstrukcji wybranej formy filmowej. SCENARIUSZ OBSADA Choć często mam zastrzeżenia do moich umiejętności reżyserskich, scenariuszowych, muzycznych czy aktorskich, to w wypadku robienia obsady wiem, że mam zwierzęce, instynktowne wyczucie. To wyczucie nie zawiodło mnie i tym razem - wspaniały Yum-Yum właściwie "zrobił" cały film za mnie... Pozostali aktorzy "Stars in Black" to przeważnie ludzie dobrej woli, bez większego przygotowania, czy wykształcenia aktorskiego (choć niektórzy już z pewnym aktorskim doświadczeniem). Mimo to uważam, że spisali się wspaniale, za co niniejszym uroczyście im DZIĘKUJĘ! Poszukując odtwórczyń ról Sam Solo oraz Laseczki...
...organizowałem kilka castingów, ale o tym nie będę się rozwodził - prawa do relacji z moich legendarnych żeńskich castingów wykupił jeden z najbardziej znanych magazynów dla mężczyzn... to żart... oczywiście... hm... ZDJĘCIA
Oddzielną zabawę stanowiły bardziej złożone sceny walki. Miecze świetlne to oczywiście standardowe kije od szczotek, mozolnie później przykrywane komputerowymi obiektami 3D. Sam pojedynek trzeba było jednak zwyczajnie nakręcić, a kolega kreujący Mola (zresztą bardzo zdolny scenograf i aktor) nigdy w życiu nie zetknął się ze sportami walki, a już na pewno nie z japońską sztuką KENDO. Szczęśliwie ja swojego czasu pasjami uprawiałem karate, co umożliwiło sprawną zmianę wstępnego założenia zdjęć: "tak walczyć, by wyszło jak najlepiej i zapierało dech w piersiach" na: "tak walczyć, by nie zabić kolegi". Dużo mniej kłopotów miałem z realizacją sceny walki z Agentami. Jeden z nich (Roch: ten z brodą) ma w karate granatowy pas - 8 kyu. Drugi (Jan: ten bez brody) trzeci stopień mistrzowski "Dan". Janek jest dodatkowo znakomitym trenerem (miałem przyjemność bywać na jego treningach) z uprawnieniami sędziego międzynarodowego. W związku z powyższym w scenie "karate" role wyraźnie się odwróciły - miałem nieodparte wrażenie, że tym razem Agenci muszą "tak walczyć, by nie zabić kolegi"...
Mimo tych wszystkich trudności z dużą satysfakcją stwierdzam, że - zgodnie z założeniem - ani w scenie z mieczami, ani w scenie bicia Agentów - NIE SKORZYSTAŁEM z możliwości komputerowego przyspieszania zdjęć (to już nawet nie perfekcjonizm, a chorobliwa ambicja). Bardzo przyjemne były zdjęcia do pierwszej ze scen poprzedzonych słowami „Staszek szybki jest” oraz sceny z towarzystwem na kolanach... Realizacja wymagała znacznej ilości tzw. "dubli"- czyli powtórzeń, ale o tym nie będę się rozwodził - prawa do relacji z moich legendarnych żeńskich dubli wykupił jeden z najbardziej znanych... eee... chyba już coś takiego pisałem... ;))) hm... ANIMACJA
...miał się liczyć ponad tydzień, a samo odświeżanie ekranu przy najmniejszej zmianie sceny (jak choćby przestawieniu kamery) trwało do kilku minut. Na szczęście parę zrealizowanych w międzyczasie chałtur pozwoliło mi na zmianę konfiguracji starego, poczciwego Peceta na prawdziwie "odrzutową". Od tego momentu poszło już w miarę gładko, bo mniej więcej 12 razy szybciej. Obiekty 3D tworzyłem sam, lub ściągałem gotowce z internetu - część jako darmowe eksperymenty entuzjastów, część jako klasyczny towar, za który musiałem klasycznie płacić. Najwięcej satysfakcji dały mi prace nad dokładnym zgrywaniem ustawień kamery i świateł żywego planu z analogicznymi ustawieniami świata wirtualnego. Tutaj bardzo pomogło mi moje doświadczenie filmowe - nie musiałem pamiętać, gdzie i jak rozstawiłem światła w czasie zdjęć - spojrzenie na ujęcie zdradzało mi dokładne położenie, siłę i kolor każdej lampy. Z kamerą było podobnie, choć kilka razy zastosowałem dostępne w MAX-ie narzędzie „Camera Match”, a raz także - przy parodii słynnej sceny ze zwolnionymi pociskami z filmu "Matrix"- "Camera Tracker". Przy okazji: obecnie do śledzenia ruchu kamer z planu stosuję rewelacyjny program MatchMover firmy RealViz. Do momentu, gdy bezpośrednio od producenta ściągnąłem to niesamowite narzędzie nie zdawałem sobie sprawy, że tak złożona czynność może być równie łatwo i szybko wykonana. Polecam! MONTAŻ FINAŁ Jeszcze raz zatem OFICJALNIE: WIELKIE DZIĘKI, MARIUSZU
!!!!!! P.S. MIŁEJ ZABAWY !!! |